sobota, 27 czerwca 2015

1. Mr Dynamite

Nowa uczennica. Nic specjalnego w tym cholernym więzieniu. Równie ciekawa jak ubiegłoroczny śnieg obsikany przez buldoga szeryfa. Cała ta chora otoczka wokół nowych była nie do wytrzymania. Znowu trzeba będzie udawać, że jest się miłym, że interesuje cię każde idiotyczne słowo tej osoby, chociaż myślisz już o sobotnim koncercie, no i chyba najbardziej upadlające - okazywanie litości... Nienawidziłem tego. Chociaż nigdy tak naprawdę nie interesowałem się nowymi. Nikt nigdy nie prosił mnie o zaopiekowanie się jednym z nich. Może ze względu na bezpieczeństwo. Jak można było się domyśleć, nie chodziło o moje bezpieczeństwo. Każdy to wiedział - miałem nowych po prostu w dupie. Zawsze te zdziwione, skrzywione gęby, szukające znajomych, tkające sidła dla życzliwych. A jak już jakiś debil w nie wpadł... JEPS! I już się nie uwolnisz. Jesteś trupem.

Zjechałem nieco z krzesła, nie przestając bawić się ulubioną zapalniczką Zippo i myśląc o tym, dlaczego nie zerwałem się z tych zajęć.

- Neil Ambruse! - Panna Żelazna Dziewica, jak nazywaliśmy naszą genialną matematyczkę, patrzyła na mnie zza grubych czarnych oprawek, które wcale nie dodawały jej seksapilu. Gdyby wiedziała jak idiotycznie wygląda z tymi przekrzywionymi okularami... Ręce oparła na biodrach jakby miała co najmniej brać byka na klatę, a nie znowu męczyć mnie jedną z tych swoich debilnych uwag.

- Tak? - spytałem sennie, przeciągając samogłoskę.

- Co ty robisz?! Przecież to absurd! - krzyczała, a jej duże piersi podskakiwały w zdecydowanie za małym staniku. Zerknąłem na Emily. Jeśli ona jako dziewczyna wgapiała się nauczycielce w dekolt, to co dopiero chłopacy. I to ona miała dbać o nasz zdrowy rozwój psychiczny? Zaczynałem wątpić w ten system edukacji.

- Tak samo jak bycie dziewicą mając cztery dychy - odparłem spokojnie, dalej bawiąc się ogniem. Salwa śmiechu rozniosła się po klasie. - A. I ten absurd kosztował dwadzieścia dolców.

To już było ponad to. Klasa rżała, a złotowłosa profesorka matmy zdębiała. Usatysfakcjonowany patrzyłem na nią spod brwi, delektując się jej szokiem i głośnymi rechotami oraz gratulacjami. Nie wiem dlaczego ci idioci się śmiali, ale nie obchodziło mnie to. Belferka stała z otwartymi ustami, wyglądając przy tym zupełnie jakby moje słowa stały się siarczystym policzkiem. Popatrzyłem przez lewe ramię, by zobaczyć jak Emily przesyła mi całusa i kręci głową. Mrugnąłem w sposób, który wiem, że lubiła i w tym momencie drzwi się otworzyły. Szła nowa. Super. Jeszcze raz spojrzałem do tyłu - Em westchnęła ciężko i już wiedziałem, że myśli to samo co ja. Z tyłu na prawo ode mnie Nick położył się na ławce i jak zwykle miał wszystko gdzieś.

Żelazna Dama zapowiedziała wejście nowej. Spodziewałem się kolejnego gota, dziwaka albo księżniczki. Weszła dziewczyna czarna od stóp do głów. Nie licząc czerwonej bandany zawiązanej mocno na czole. Ubrana była tak jakoś zupełnie niepozornie jak te wszystkie prorockowe pokemony. Rurki, koszulka z Kiss, jakieś tam rzemyki. Wyglądała na młodszą od nas, ale pewnie tak jak połowa dziewczyn w liceum, dojrzewała po dwudziestce. Miała krótko przystrzyżone, równie czarne nastraszone włosy. Stała nieśmiało, obserwując czubki swoich butów. Westchnąłem ciężko. Kolejny cichy kwiatuszek. Nasza Żelazna Dziewica przedstawiła ją - Natalie jakaś tam.

- Książki dostaniesz w przyszłym tygodniu, bo nie zdążyły jeszcze dojść - zaświergotała belferka i zachęciła Natalie do przejścia w głąb klasy. Zerknąłem w tył. Emily uśmiechnęła się półgębkiem i odchrząknęła znacząco, wskazując na nową. Idąc między rzędami pojedynczych ławek, laska patrzyła jak zaczarowana na każdego ucznia po kolei. Na koniec zawiesiła wzrok na Nicku, który wciąż leżał jak zabity i nie reagował na nic. W sumie trudno było jej się dziwić. Newman miał na głowie czapkę z papieru, którą zrobiła mu Em. Wyglądał naprawdę znakomicie. Nowa usiadła niemrawo przed ławką Amandy, a ta zaraz na nią naskoczyła. Widać było, że Pani Przewodnicząca się uruchomiła, co młoda zaraz załapała i zaczęła kretynkę o coś delikatnie wypytywać. Gapiłem się w jej plecy przez dłuższą chwilę, ale później potrząsnąłem głową i wróciłem do zabawy w małego piromana. Jednak musiałem to przyznać - dziewczyna miała śliczne, głębokie oczy, zniewalający uśmiech, przy którym mogłaby mieć każdego i lśniące niemal granatem ciemne włosy. Zaraz po tym jak przeleciało mi to przez myśl, poczułem lekkie uderzenie w tył głowy i zobaczyłem obok siebie zgniecioną karteczkę. Szybko ją podniosłem i otworzyłem pod ławką. Mogłem się domyśleć nadawcy. Przeleciałem wzrokiem po tekście i nabazgrałem odpowiedź, nie odrywając wzroku od nauczycielki.

Odwróciłem się do Em i rzuciłem kartkę z powrotem na jej ławkę. Em z tyłu parsknęła śmiechem, ale nie miałem już szansy odpowiedzieć na kolejnego podrzutka, bo usłyszałem nazwisko Sandler i okazało się, że Pani Przewodniczaca zajmuje się nową. Amanda - można było się domyśleć. Ta mała wnerwiająca jak nikt inny wyglądała zawsze jakby miała zatwardzenie. Zmarszczone brwi miały chyba dodawać jej tajemniczości, ale tylko jeszcze bardziej skrzywiały już i tak krzywy ryj. Tylko raz byliśmy na tej samej imprezie i nie skończyła się ona zbyt dobrze. Nie dość, że Josh ją obrzygał, gdy usiadła mu na kolanach; próbowała się do mnie dobrać, to jeszcze za to zarobiła pięknego sińca od wkurwionej Emily tuż pod lewym okiem. Teraz cała podjarana złapała lekko zawstydzoną dziewczynę za rękę i skierowała się do wyjścia. Jednak przedtem jak zniknęły w korytarzy, zauważyłem, że nowa omiotła naszą trójkę ciekawym spojrzeniem.

***

Koniec mordęgi! Nareszcie! Jak można w ogóle być matematykiem i pochodzić z tego świata? Do teraz uważam, że wszyscy moi belfrowie matmy byli Obcymi. Ich mottem powinno być "In space no one can hear your scream." Już wyobrażałem sobie jak składają jaja niewinnym uczniom... Przestań, Ambruse, bo zwariujesz! Wstałem i nie patrząc na Dziewicę, wrzuciłem wszystko do torby. Czułem jej palący wzrok na plecach, ale nie miałem zamiaru dawać jej choćby cienia szansy na odegranie się.

Potrząsnąłem głową, poprawiając brudne włosy i podniosłem wzrok na klasę. Zostało paru maruderów, a reszta zaczęła już wychodzić, gdy poczułem, że ktoś za mną stoi.

- To teraz do Red Tigera czy do ciebie? - spytał znajomy głos, szturchając mnie w bok. Odwróciłem się, by napotkać blond włosy i ciemne oczy. Uśmiechnąłem się, pozwalając, by wcześniejsze napięcie uleciało i w odpowiedzi kiwnąłem tylko głową. Nie wiem jak Emily to zrozumiała, ale złapała mnie pod rękę  i razem podeszliśmy do Nicka, który wciąż nie podniósł swojego łba ze stolika.

- Kochanie - szepnęła delikatnie Em, zachodząc Newmana od tyłu. - Czas wstawać - zamruczała mu do ucha. Potrząsnęła jego ramieniem z lekka, ale ten tylko chrapnął i mruknął coś, co brzmiało "Tak mi rób".

- Już ja to zrobię. - Nieco zazdrosny odsunąłem dziewczynę ręką i krzyknąłem prosto do ucha Nicka:

- Wstawaj, Newman! 

 - Kurwa, co?! - wrzasnął mój przyjaciel, podskakując w ławce jak oparzony.

- Jajco. Chodź. Matma skończona!

Wyciągnąłem do niego rękę, na którą popatrzył z podejrzliwością. Jednak w końcu wstał i objął mnie ramieniem. By Em nie poczuła się gorzej, wziąłem ją za rękę i w trójkę wyszliśmy z klasy. Jednak zanim to nastąpiło, Żelazna Dama wepchnęła się między Emily a mnie, wyrzucając w powietrze masę podejrzanych kartek.

- Oj, wybaczcie. - Udawała speszoną, ale gdy schylała się po papiery, wypięła się na nas tak, że z łatwością widzieliśmy jej czerwone stringi. Wszyscy troje przewróciliśmy oczami i schyliliśmy się po sprawdziany. Przewertowaliśmy kartki. Ambruse - niezaliczone, Newman - niezaliczone. Jeszcze z Joshem dostaliśmy najgorsze wyniki. Gdy niemal wszystkie testy były pozbierane, spojrzeliśmy po sobie jednoznacznie. Było oczywiste, że kartki nie mogą ujrzeć światła dziennego. Z szatańskim uśmiechem, wyciągnąłem cicho Zippo i podpaliłem jedną z nich. Płomień zaskoczył i już po kilku sekundach wszystko płonęło. Pobiegliśmy w dół korytarza, śmiejąc się jak psychopaci i co chwila przybijając sobie piątki. Tacy zwariowani byliśmy, no naprawdę. Robiliśmy wszystko byle tylko dopiec tej kobiecie. Miałem swój powód, ale Nick też miał. Przy nim matematyczka robiła się cała czerwona i gadała od rzeczy, a gdy chłopak palnął totalną głupotę, mówiła z dziwnym uśmieszkiem:

- Oh, Nick.

Razem z Joshem śmialiśmy się z boku, że pewnie pisze jakiegoś pornola, którymi głównymi bohaterami są ona i Newman. Tamtego dnia wrzask belferki było podobno słychać, aż na Sunset Strip. Gdy przetaczaliśmy się przez korytarz, co kawałek jakaś bardziej plastikowa panienka rzucała w naszą stronę:

- Cześć, Neil. Może wpadniesz na imprezę?

 - Jak tam, Nick? Właśnie zerwałam z Dickiem.

Gapiliśmy się, widząc te słodkie uśmieszki, wielkie cyce i krótkie miniówy, ale Em trzymała nas krótko na smyczy. Jakoś dotarliśmy na parking, gdzie czekał na nas podziadkowy Dodge Dart, poobdzierany i poobijany dosłownie wszędzie. Dziadek Emily miał nim milion wypadków, jarając co chwilę zioło, ale jak na Dziecię Kwiatów nie robił sobie z tego za wiele, tylko nabijał kilosy dalej. Gdy wygrzebaliśmy go razem z Em z dziadkowego garażu i zdecydowaliśmy na odnowę, siedziałem w silniku chyba pół roku zanim odpalił. Jednak udało się i było warto. Teraz był nieodłączną częścią naszej paczki i jednym z naszych ważniejszych środków transportu.

Emily stanęła przy aucie, otworzyła drzwi i zagwizdała na nas, opierając ramiona na dachu.

- Dobrzy chłopcy, do nogi!

- Nie wolisz między? - Ogarnąłem ją wzrokiem i uśmiechnąłem się, obchodząc auto i zbliżając coraz bliżej. Jednak chyba zapomniałem, że nie mieszkamy w Teksasie.

- Nie teraz! Pierdol się! - rzuciła wściekła, po czym odepchnęła mnie stanowczo drzwiami, wsiadając do auta i pokazując mi miejsce obok siebie.

- Chyba ktoś tu jest zazdrosny - zaśmiałem się, wiedząc, że zdenerwuję ją jeszcze bardziej. Jednak obszedłem auto, przeskakując przez maskę i wtoczyłem się posłusznie do środka. Nick wskoczył na dach i oparł nogi o tylne okno, obserwując ludzi na parkingu.

W tej samej chwili przyleciał Eric. Jego hinduskie rysy wciąż wyróżniały go z tłumu, ale chłopak i tak był mistrzem kamuflażu - był oczami i uszami naszej pięknej szkoły. Skoro był taki rozchachany oznaczało, że miał nową wiadomość, dotyczącą kogoś z nas. Zawsze tak było. Raczej nikt normalny z Balmont High School się do nas nie zbliżał. Ericowi to chyba umknęło i naprzykrzał się przy każdej okazji. Żałowałem, że nie było teraz z nami Josha. Mógłby trochę wystraszyć tego wypierdka z azjatyckiej dżungli. Jednak dziś mieliśmy się spotykać dopiero w Red Tigerze, dzikim pubie, który znajdował się mniej więcej w połowie naszej kochanej drogi do domu. Najczęściej tam spędzaliśmy czas albo jechaliśmy w długą. Gdy nie wiedzieliśmy, gdzie jechać, mówiliśmy, że jedziemy do Overfildes' Side. Z nazwy może przypominało jakąś plażę czy inne miasteczko na końcu świata. Tak naprawdę Overfildes' Side było tam, gdzie tego chcieliśmy. Mogło być garażem w domu Josha, ogniskiem nad którymś z bagien czy samochodem Em, który zaczęliśmy nazywać Papawóz. Overfildes' Side było tam, gdzie my. Było nami. Śmialiśmy się, że jesteśmy gangiem lub sektą. Eric doskonale o tym wiedział i ciągle starał się do nas zbliżyć. Dlatego też, gdy nadawała się okazja do przylizania, korzystał z niej od razu. Jak teraz.

- Chryste, niech ktoś mu da kanapkę - rzucił Nick, patrząc na patyczakowatego Azjatę, podbiegającego do mojego okna.

- Hej, Neil - wydusił z siebie, oddychając szybko i opierając o szybę. Widać spieszył się z tą wiadomością. - Hej, Emily. - Skinął na siedzącą w Papawozie Em i siedzącego na wyjebce na dachu Newmana. Ci zaszczycili go jednym spojrzeniem i dalej zajęci byli swoimi sprawami. W każdym razie Emily posłała mu swoje spojrzenie pełne pogardy, którym obdarzała mnie, gdy po raz kolejny odbierała mnie z posterunku.


Czyli rozmowa z Ericiem spadła na mnie. Chciałem przywalić Hindusowi tak samo jak im za to, że mnie z nim zostawili. - Mam do sprzedania ultra newsa!

Podskoczył przy tym jak napalona nastolatka. Cholera, co to są za ludzie? Walnąłem pięknego facepalma, po czym odwróciłem się na siedzeniu, chcąc zagadać do Emily.

- Ej! - krzyknął spanikowany Eric. - Nie chcecie wiedzieć, co o was mówią?

- Właśnie na tym polega różnica między nami, a takimi ludźmi jak ty. - Nick zeskoczył z samochodu i podszedł do Hindusa, patrząc na niego z góry, miętoląc zakazanego na terenie szkoły papierosa. - Wy się tym jaracie i dostajecie orgazmu, a my... Nam wystarczy pierdolenie.

Spojrzałem na niego z what-the-fuckiem na twarzy, który zaraz zmienił się w śmiech, Newman parsknął, aż zatrząsł się samochód, a Eric patrzył na Nicka jakby ten właśnie uderzył go w twarz. Obrzydzenie, strach i inne temu podobne grymasy przeplatały się na jego twarzy. Prawiczek chyba pierwszy raz usłyszał to słowo, bo gdyby miał teraz władzę w rękach zapewne zakryłby sobie nimi uszy i zaczął śpiewać, byle zapomnieć o tym haniebnym słowie na "p". Nick natomiast wzruszył ramionami i ciągle mierzył Erica.

- Powiesz cokolwiek, dziewico czy będziesz tak się gapił?! - popędziła go Emily. - Przesuń się, albo cię rozjadę!

- Chodź, Nick. Josh pewnie już na nas czeka. - Wychyliłem się przez okno, złapałem gościa za rękaw i pociągnąłem, patrząc na spetryfikowanego chłopaka. Gdy tylko się odwróciliśmy od Hindusa, poklepałem bok samochodu, chcąc jak najszybciej wynieść się z terenu liceum. - Chodź. Jedźmy już stąd - rzuciłem do Em. Nick w międzyczasie wskoczył na tylne siedzenie przez otwarte okno. Ja wyciągnąłem nogi na tapicerkę, załączając radio. Od razu z głośników łupnęło Bad Reputation. Założyłem okulary i spojrzałem na Em, wydymając usta i poruszając głową w rytm piosenki. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie, kręcąc głową, po czym odpaliła autko. W tym samym momencie Eric nagle ożył i dosłownie zawiesił się na oknie pasażera, przy którym się rozłożyłem.

- Jezu! - wydarłem się, drgając. Emily natychmiast zahamowała, a całym samochodem mocno bujnęło.

- Co ty, kurwa robisz?! - Em wydarła się na niego. - Miałam cię zabić, cholerny hindusie?!

- Nowa o was pytała! - krzyknął, nie przejmując się jej reakcją. Razem z Nickiem i Emily spojrzeliśmy po sobie. I prychnęliśmy.

- Co z tego?

- To, że Amanda odradziła jej zbliżanie się do was. Pozwólcie, że zapuszczę...

I wyjął zza pazuchy (nie wiem, skąd wziął pazuchę!) magnetofon, z którego popłynął słodki głosik Amandy:

'Ta trójka jest tylko częścią sfory. Są bardzo pewni siebie. Naszej "wielkiej trójcy" wszystko wisi i powiewa, robią tylko to, co chcą. Nikt ich w sumie nie zna, prócz paru wybrańców, którzy mogą zbliżyć się ledwie na metr.  Nie mają stałego miejsca zamieszkania.'

'Nie mają rodziców?' - O! Jakiś nowy głos. Eric wyjaśnił nam łaskawie, że to Natalie. Nie wiem, dlaczego wciąż tam staliśmy i słuchaliśmy tego żółtka... Chociaż nie. To było całkiem zabawne.

'No, cóż. To nieco skomplikowane.' Słychać było jak Amanda, aż się zapowietrzyła takie to było super zabawne. 'McConaughey, Neil, Nick i Josh, którego nie widziałaś, praktycznie nie wychodzą poza jej samochód. I chociaż ona ma tu ojca, nie mieszka z nim. Pozostali mieszkają w wielkim nowoczesnym domu, ale najczęściej możesz ich spotkać w barze Red Tiger, w którym wypijają tyle ilości alkoholu, że cud, że jeszcze żyją.'

Padło pytanie kim jest ten koleś w skórze, a zaraz po nim przyszła odpowiedź:

'Ach. To Neil Ambruse. Tutejszy wypalacz. Raz na egzaminie wykłócał się z nauczycielem, że wcale się nie spóźnił! Po prostu nie poinformował egzaminatora o przesunięciu godziny spotkania o jakieś czterdzieści minut! Wyobrażasz to sobie?!'

- Neil! Wyobrażasz to sobie?! - rzucił Nick, szturchając mnie w ramię i przedrzeźniając głos Amandy. Parsknąłem śmiechem, ale Em kazała nam się zamknąć i kontynuowaliśmy słuchanie.

'Całkiem sprytnie. A ten tu?'

'Ten to Nick Newman. Jest totalnie przystojny, oczywiście. Chyba widać. Ale niestety żadna nie jest wystarczająco dobra dla niego.'

'A ta dziewczyna, z którą Neil wyszedł z klasy za rękę?'

'Oh, ona... Taak. To właśnie Emily - tutejsza "ostra" laska, jeśli wiesz co mam na myśli. Kiedy idzie, wszyscy przed nią uciekają. Jeśli nie jesteś nią, nie masz szans, żeby zbliżyć się do któregoś z tej trójki chłopaków. Trzyma ich na smyczy i wozi w każdym możliwym miejscu. Może Josh i Nicky, by interesowali się dziewczynami, gdyby nie ta cała suka. Jest jak wamp! Cała czwórka z Joshem jest dość blisko. Jeśli wiesz, co mam na myśli...'

Tu nagranie się urwało, a ja wróciłem do świata żywych. Jednak jako pierwsza ocknęła się Em.

- I co? To wszystko? - rzuciła. - Nagrałeś nam tę zdzirę jak pierdoli coś o nas?!

Eric spojrzał na nią zdziwiony i tylko wymamrotał, poprawiając kołnierzyk:

- Wszyscy tak myślą. Nikt was nie zna, a..

Jednak nie dokończył, bo zdzieliłem go z drzwi, złapałem ręczny, wrzuciłem bieg na wsteczny, a Emily wyjechała z parkingu z piskiem opon. Podgłośniłem na maksa piosenkę i ze śmiechem zostawiliśmy leżącego na ziemi Erica z wielkim nieogarnięciem na twarzy. Biedak mógł zginąć.

- Czy wszystko dobrze zrozumiałem?! Sandler na mnie leci?! - krzyknął Newman i nagle zaczął robić miny jakby połknął cytrynę.

- Masz przejebane - rzuciłem. - Mogę ci już mówić Nicky?



środa, 17 czerwca 2015

Prolog

styczeń 1980 

W trakcie zajęć szkolnej drużyny futbolowej jak zwykle byli pod trybunami bieżni, słuchając Runnin with the Devil. Nick i Josh siedzieli na ziemi, a Neil stał, opierając się ramieniem o jedną z metalowych ram, tworzących szkielet trybun. Nie wiedzieli czy istniało coś lepszego w tej nudnej szkole, co mogliby robić. Ich miejsce pod sektorem D wiązało się z wieloma wspomnieniami. Przychodzili tam palić, pić, jarać, gadać o muzyce, słuchać klasyków. Po prostu coś jak sala od chemii dla kujonów albo łazienka na pierwszym piętrze dla księżniczek. Mogli się tutaj naśmiewać z mięśniaków latających po boisku i dostających po mordach specjalnie, żeby zaimponować cheeleaderkom wielkim sińcem pod okiem. A podczas meczu można było też zaglądać pod siedzenia dziewczynom. Gorzej jeśli u góry siedział jakiś grubas, mający dodatkowo gazy. Raz musieli nawet cucić Nicka, gdy dostał takim wiatrem w twarz. W każdym razie sektor D był ich wspólnym miejscem spotkań. A co za tym szło - rozmów. Jak na przykład dzisiaj.

- Chcecie usłyszeć coś popieprzonego? – spytał Neil, wyjmując jedną rękę z kieszeni skóry i patrząc na dwójkę przyjaciół. Ci tylko kiwnęli w ciszy głowami. Nikt nie mógł niszczyć celebrowania gry Van Halen. No, może Neil mógł, jednak on nie wpisywał się w żaden szablon zachowań. – Kojarzycie tę koszulkę Molly Hatchett, którą nosiłem parę dni temu? Z katem trzymającym zakrwawiony topór i głową skazańca u jego stóp?

- Pewnie! – rzucił Josh, machając ręką jakby zamawiał drinka. Oczywiście nie było ich nawet na niego stać. Zwykle drinki stawiali dziewczynom bogaci synalkowie tatusiów, którzy dostali na szesnastkę Porsche. A oni nimi nie byli i nigdy w życiu nie zamieniliby się z nimi miejscami. Neil wyszczerzył się do przyjaciela. Josh był najwyższy z ich trójki. Prawie sześć i pół stopy to nie byle jaki wzrost. Chłopak poprawił swoją jeansową katanę z kożuchem pod spodem i zaśpiewał werset utworu. Skrzynia, na której siedział o mało się nie przewróciła, tak skakał w rytm puszczonej piosenki ze starego radia, które wynieśli z baraku starego wujka Sama – woźnego ich liceum. Cholera wie, ile lat ma ten dziadek, przemknęło przez myśl Neil’owi, gdy zerknął na radio. W każdym razie woźny nawet nie zauważył, że coś stamtąd zniknęło. Równie ślepy jak głuchy.

- To moja koszulka – wtrącił Nick, patrząc na Neil'a uważnie, ale ten go zignorował. 

- Ta… No więc – kontynuował, uśmiechając się pod nosem. - Mama wysyła nas do kościoła w każdą niedzielę. Musimy się wystroić. Jestem już przed wejściem, a głupi ksiądz nie chce mnie wpuścić.

- Nie możesz się tak ubierać do kościoła, człowieku – rzucił Nick swoim głębokim głosem, uśmiechając się i kręcąc głową.

- Niby czemu? – spytał Neil, nie oczekując odpowiedzi. – Przecież to kościół. Powinni okazywać miłosierdzie. Nie podoba się koszulka? Przebacz mi i wpuść do środka. – Parsknął śmiechem, przypominając sobie minę księdza, gdy pokazał się w tej koszulce. Raczej nie był jego ulubionym parafianinem. 


- Ja wierzę w Boga – rzucił Josh, ożywając nagle. – Ujrzałem go! Doświadczyłem jego mocy! Jest perkusistą Led Zeppelin, a imię jego John Bonham, maleńka! – wykrzyknął, a reszta mu zawtórowała. Gdzieś obok przetoczyła się sporawa grupa zawodników, a w chwilę po nich pod sektor D przyszła czarnowłosa dziewczyna z fioletowymi pasemkami. Włosy związała w dwa kucyki, ale nic nie mogło oderwać uwagi od jej sadomasochistycznych ozdóbek - kolczatek czy obroży na szyi. Do tego miała zdecydowanie za krótkie szorty, podarte rajstopy, wysokie wojskowe buty i pełno kolczyków. Trzymała się za ręce ze swoim napompowanym kolesiem. Po treningu futbolistów zawsze działy się podobne sytuacje. Tylko czemu akurat w naszym sektorze?, pomyślał Josh z grymasem zniesmaczenia na twarzy. Para nawet na nich nie patrzyła, gdy zaczęła się obscenicznie lizać.

- Ej, ludzie! To miejsce publiczne! – krzyknął do nich Josh, obracając się na swojej niestabilnej skrzynce, ale jedyne co dostali w odpowiedzi to środkowy palec gotki. – Hej! Mówię do was! – Josh nie dał się zignorować i krzyczał tak długo, aż w końcu po dłuższej chwili para odkleiła się od siebie i futbolista rzucił:

- Odwróć się w drugą stronę jak ci nie pasuje!

- Idźcie kopulować gdzieś indziej chyba, że chcecie się tłumaczyć przed Kalim.

- Pierdol się, Ambruse! – odkrzyknęła dziewczyna, pokazując ponownie środkowy palec, który aż oślepiał przez włożone pierścienie. Jednak wzięła swojego ‘koteczka’ za rękę i odeszli. Neil pokręcił głową.

- Cholerni goci... - mruknął, wkładając obie ręce do kieszeni kurtki.

- Jak zostanę prezydentem, wydam wojnę tym fanom Gott'a* – rzucił z westchnieniem Nick, po czym spojrzał na Josha i Neila. Ci odmruknęli coś, co miało potwierdzać jego słowa. Gdy odprowadzili wzrokiem parę, wrócili ponownie do przerwanej rozmowy.

- Nie sądzicie, że dobrze byłoby zrobić jakąś próbę? – zagadnął Josh, uderzając raz po raz rękoma o uda. Neil uśmiechnął się pod nosem. Ich zapalony perkusista. Chyba jako jedyny miał szansę wybić się w tym biznesie. On raczej grał dla samego siebie i traktował to jako hobby.  – Za dwa tygodnie mają przyjechać jacyś gitarzyści. Będzie walka o miejsce w Red Tiger, żeby zagrać pod koniec miesiąca. Może w sobotę wpadniecie do mnie i będziemy odgrywać kawałki z The Dark Side of the Moon. Co wy na to? Musimy skopać im dupska, żeby zagrać na urodzinach Berniego.

- Dobry pomysł! – podchwycił Nick. Nie grał na żadnym instrumencie, ale ekscytował się w równym stopniu co oni. Neil razem z Joshem od dłuższego czasu zastanawiali się, czy nie wziąć go jako wokalisty. Szukali odpowiedniego głosu odkąd założyli zespół, a Nick przy nich śpiewał tylko raz. Nawalony, ale wyciągał nieźle. Mogło się udać, pomyślał Neil, patrząc na przyjaciela. – Wchodzisz w to? – spytał Nick, szturchając go w łokieć.

- Jeszcze się pytasz, człowieku – odparł Ambruse, uśmiechając się na samą myśl o wspólnym graniu. Pewnie zaplanują próbę przed południem w trakcie trwania lekcji. Jednak nie przejmowali się tym. Zresztą nic nie mogło im zabronić w robieniu tego, czego chcieli. Zerwanie się z zajęć nie było problemem. Robili to ciągle i zapewne dzisiaj też planowali zrobić sobie wolne. Może po języku angielskim? Mimo, że większość ludzi nienawidziła liceum, oni odbierali je zupełnie inaczej. 

***

- Laski! - krzyknęła mizernie chuda nastolatka, minąwszy grupkę dziewcząt w swym szalonym, niezbyt skoordynowanym biegu. Parę razy potknęła się o nienagannie ułożone płytki szkolnego korytarza i zmuszona była w gorączkowy sposób zawracać po różowe sandały na wysokiej koturnie. - Chooodźcie!

- Wariatko! - pisnęła jedna z uczennic, gdy roztrzepana koleżanka bez zatrzymywania się pociągnęła ją za sobą. - Czego chcesz? - Zmarszczyła brwi, wyrywając się z jej uścisku i rozmasowując sobie nadgarstek. Jackie jedynie odwróciła się przez ramię, zamachała na nie ręką, po czym pośpiesznie wybiegła na dziedziniec.

- O co jej chodziło? - odezwała się jak dotąd wpatrzona w książkę od biologii Victoria.

- Może znalazła na podwórku ropuchę i chciała się pochwalić?

Dziewczyny zachichotały perliście. Owszem, dokładnie w ten sposób, w jaki śmieją się amerykańskie przyjaciółeczki. Frances, Vicky, Chelsea i Diana. Znające się od lat przedszkolnych, nastawione nadzwyczaj sceptycznie do nowej koleżanki z liceum, która od początku pierwszej klasy usilnie mąciła ich względnie poukładany światek. Oczywiście, integrowały się z pozostałymi uczniami, starały się wręcz być nadzwyczaj otwarte w stosunku do ludzi czujących się niekomfortowo ze względu na nowe otoczenie. Jednak ona… Ona. Jackie Parlay… “Co to w ogóle za nazwisko?” - dziwili się wszyscy. Stała się pewnego rodzaju osobą nieporządaną. W wyjątkowych sytuacjach.

- A ja poszłabym jej poszukać. - Diana wdzięcznym gestem odrzuciła na plecy swoje brązowe loki, jednocześnie zatrzaskując metalową szafkę na podręczniki. Z całej czwórki tylko ona z chęcią angażowała się w każdy szalony pomysł tej dziewczyny. I tak właśnie bywało najczęściej. Jackie rzucała jakieś (często niepokojące) propozycje, przyjaciółki niewinnie z niej żartowały, gdy nagle jedna z nich decydowała się podążyć za dziwactwem Parlay.

- Ja…

- Ekhm…

- No nie wiem…

- W sumie dlaczego nie?

- Nie mamy nic lepszego do roboty…

Kręciły nosami. A ostatecznie szukały jej wszystkie.


***

Vicky i Fran wymieniły nerwowe, zaniepokojone spojrzenia, Chelsea zaś obdarowała którąś z nich lekkim szturchnięciem. Diana uniosła wysoko wzrok, zajadając się w najlepsze zakupionym naprzeciw szkoły hot dogiem. Jednak oczy pozostałych trzech, stojących blisko siebie dziewczyn utkwione były w tym samym punkcie.

- Cholera, muszą być gdzieś tutaj! - denerwowała się Jackie, zajadle penetrując wnętrze swojej jarzeniowej torby z koralikami. Ukucnęła na trawniku za gmachem szkoły, będąc doskonale oświetleną przez południowe słońce, a zarazem perfekcyjnie ukrytą przed wścibskimi belframi snującymi się w tych wyjątkowo brzydkich, w jej mniemaniu, okularach.

- Zawołałaś nas, żeby odpalić skuna? - spytała Diana, wyciągając wysoko ręce i ze wzniesioną ku niebu głową okręcała się pomału wokół własnej osi. Parlay zachichotała.

- No coś ty! - parsknęła, energicznie machając ozdobionymi mulinowymi bransoletkami dłońmi w celu pozbycia się wydychanego przez siebie dymu. - A niech mnie cholera! - Wybałuszyła oczy, krztusząc się zalegającą w jej płucach marihuaną.

- Hej, mała! Nie umieraj! - Przestraszyła się Chelsea, mocno klepiąc Parlay po plecach. Tamta jedynie machnęła lekceważąco rękami.

- Nie trzeba, nie trzeba - odkaszlnęła raz jeszcze. Mimo jej zapewnień, w mniemaniu dziewczyn sytuacja nie prezentowała się najlepiej. Być może dlatego, że nie były do czegoś podobnego przyzwyczajone; żadna z nich nie popalała zielska. - Kometa mi poszła czy co? - Jackie zmarszczyła nosek, wywołując delikatne zdezorientowanie na twarzach koleżanek. - Przecież to nie lufka...

Mimo ich czteromiesięcznej znajomości, rudowłosa Frances nie potrafiła przywyknąć, a czasem wręcz nie cierpiała wszystkich tych niezręcznych (niestety częstych) momentów, gdy dziewczyna zaczynała mówić sama do siebie.

- Parlay - odchrząknęła Victoria, na moment zdejmując z głowy swój mały, amarantowy kapelusz. - Miałaś nam coś do powiedzenia - zauważyła.

Tamta jedynie klasnęła w dłonie, a następnie energicznym machnięciem zgasiła skręconego z fioletowej bibułki jointa.

- Tak, tak, słuchajcie! - pisnęła podekscytowana, jednocześnie poprawiając zaciągnięte tu i ówdzie rajstopy. Nie zwracała uwagi na takie rzeczy jak dziury. Fran jednak zauważyła, w duchu przysięgając sobie, że jeszcze jeden taki numer a sama pójdzie z nią na bazar po nowe. - Nie uwierzycie, kto do mnie zagadał!

- Kto? - ożywiła się Chelsea, tym samym rezygnując z zapalenia papierosa.

- Tony Wayne!

- TEN Tony? - zdziwiła się Diana. - Tony futbolista?!

- Nic specjalnego... - mlasnęła Frances z przekąsem, poprawiając usta szminką.

Dziewczyny rozpoczęły swe babskie przekrzykiwania, nie dając dojść egzystującej we własnym świecie Jackie do głosu. Stała pomiędzy nimi z nieprzytomnym uśmiechem, pozwalając by wiatr lekko smagał jej fioletowe włosy. Wspominała chwilę, w której najprzystojniejszy, długowłosy gracz ich szkolnej ligi spytał, czy pożyczy mu ołówek. Jakże zabawnie prezentował się ten seksowny dryblas, piszący jej metalicznym ołówkiem z pomponikiem.

Na dźwięk dzwonka Parlay jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki została wyrwana z transu i puściła się pędem do szkoły. Musiała przecież zajść do biblioteki, wypożyczyć książkę o ssakach Afryki, a już po wszystkim spóźnić się na lekcję swe standardowe, wyliczone z zegarkiem w ręku dwadzieścia minut.

- W każdym razie zaprosił mnie na bal - krzyknęła na odchodnym, by następnie w biegu odgryźć solidny kęs jabłka, pozostawiając swoje koleżanki z wyjątkowo zdezorientowanymi minami.

 ------
* Karel Gott

wtorek, 9 czerwca 2015

Zapowiedź

Od Parlay – autorki o nieprzeciętnym umyśle, który sprawia, że po przeczytaniu jej opowiadań ludzie stają się parlombie, łaknących jej dalszych działań
przez Perry – autorkę z mutanckimi zdolnościami, które potrafią sprawić, że zakochani w niej czytelnicy znienawidzą ją po ostatnim poście,
Nadchodzi Reckless!
Jeśli Rocket Queens nie było dla ciebie wystarczającym prequel’em, a Late 70 Early 80 nie był dla ciebie ostatnim, Double Talkin Jive odpowiednim spin-off’em, doświadcz sequel’a prequel’a.


Podróż do czasów, w którym Agata Sambora wciąż żyła uwięziona gdzieś w barbarzyńskiej Europie, Bella jeszcze nie zaszła w ciążę z McKaganem, nie odzyskała ojca Terminatora i nie straciła wzroku. Świat, gdzie tylko fabuła z największego piekła każdego nastolatka na ziemi może ich ocalić – szkoła średnia! Zostają tam zamknięci bohaterowie, których w ogóle nie zauważyliście w poprzednich opowiadaniach, ale po przeczytaniu tego zdania zdacie sobie sprawę, że faktycznie tam byli. W świecie pełnym innych fajnych ludzi, poznaj Neila - już pierdolony 3 raz! James Franco wraca do roli, którą mógłby grać przez sen. Spędź drugą połowę swojego czasu z postaciami jak: Jackie – młoda pasjonatka różowych włosów, Fran, Chelsea, Diana, Victoria – złe, dobre przyjaciółki Jackie, Josh – perkusista tak potężny, że może rozwalić werbel jednym uderzeniem, Nick - oderwany od rzeczywistości kumpel z osiedla. I Emily – wściekła dziewczyna Neila, która nie ogląda się na spustoszenia dokonane w umysłach młodych chłopców. Więc przygotuj się na pełny super mocy blog, w którym wszyscy są zwykłymi nastolatkami w przeciętnym liceum w Los Angeles. Ale również nikt nie jest zwykły. Bądź świadkiem evolog’u, który wiąże ze sobą wszystkie początki, gdzie wszyscy twoi bohaterowie jeszcze żyli. Co z tego że całkowicie podważa to Rocket Queens? Kogo to obchodzi! Ten blog jest świetny! Przebijcie to High School Musical!